Weszłam do domu i się przeżegnałam. Dosłownie . Panował tam totalny syf, kiła i mogiła. A zdążyłam wczoraj posprzątać. Bałam się wejść dalej, mimo że spodziewałam się co zobaczę. Niby mieszkam tutaj od niedawna, raptem od kilku dni, jednak już mi się tu nie podoba. Nawet spakowałam już swoje rzeczy do dużej torby na wypadek gdyby zachciało mi się uciec z domu. Coś czuję, że dziś ta torba się przyda, bo miarka mojej cierpliwości powoli się zapełnia. Wolnym krokiem ruszyłam w stronę salonu. Tam oprócz panującego bałaganu zobaczyłam na stole pustą butelkę po wódce i kieliszek odwrócony do góry dnem. A po lewej stronie, na kanapie leżała moja matka. Tak matka, nie mama. Bo mama, to ta co kocha i szanuje swoje dziecko, a ona nigdy taka nie była. Zawsze zależało jej tylko na pracy, nie interesowała się mna ani moim bratem. Tato się nami zajmował. Niestety z czasem taty zabrakło, a priorytety mamy pogorszyły się o 100%. Nie dość, że od 6 do 16 siedziała w pracy, to jeszcze po powrocie zawsze się upiła i resztę dnia albo ganiała mnie z nożem, albo przespała. Zdecydowanie wolałam tę drugą opcję. Kiedy w końcu zemdliło mnie od tego bałaganu i smrodu postanowiłam pójść do kuchni i spróbować zrobić w tym syfie coś do jedzenia. Ani mi się śniło sprzątać, niech sobie zyje w tym syfie. Ja mam swoje piętro i tam jest czyściutko. Gdy weszłam do kuchni na blacie ujrzałam pełną, nie otwartą butelkę wódki. Wzięłam ją do ręki. Nawet nie myślałam o tym, żeby jej spróbować, po prostu otworzyłam. Już miałam wylać ją do zlewu, gdy nagle ktoś od tyłu chwycił mnie za nadgarstek. To była ona.
- Nawet nie próbuj tego robić, bo pożałujesz! - powiedziała z zaciśniętymi zębami.
- A owszem spróbuję.- odpowiedziałam po czym po krótkim siłowaniu się z nią wylałam całą zawartość butelki do zlewu.
- Jak śmiesz! - wykrzyknęła po czym wyrwała mi pustą butelkę z dłoni i zamachnęła się tak jakby chciała uderzyć mnie nią w głowę. Na szczęście zrobiłam unik. Zamiast tego jednak uderzyła mnie w twarz, a później zaaczęła gonic po domu trzymając butelkę uniesiona w górze wykrzykując: ,,Ty szmato mała, jak śmiesz wylewać moją wódkę!". Na szczęście byłam od niej szybsza i zdążyłam umknąć do pokoju i zamknąć za sobą drzwi na klucz.
- Miarka się przebrała. - powiedziałam do siebie w myślach, po czym zarzuciłam torbę na ramię i wyszłam na balkon. Po resztę rzeczy wrócę później z obstawą. Najpierw zrzuciłam z niego torbę, a potem sama przeszłam przez poręcz i zeskoczyłam. Robiłam to już wiele razy, więc nic mi się nie stało. Co dalej? Pójdę przed siebie. Daleko iść nie muszę, bo znam swoja matkę i wiem, że na pewno nie będzie mnie szukała. Pierwsze co przyszło mi na myśl to był internat. I to chyba był dobry pomysł. Miałam zapakowane w portwflu swoje oszczędności - łącznie jakieś 1000, a do tego co miesiąc dostawałam rentę po tacie. To powinno mi wystarczyć. Wystarczyło tylko założyć nowe konto i wysłać zawiadomienie do ZUS-u o zmianie konta.
Idąc tak przez miasto z torbą na ramieniu myślałam o swoim dotychczasowym życiu i zastanawiałam się, co mnie tchnęło do tego, żeby uciec z domu. Nigdy wcześniej bym się na coś takiego nie odważyła. Mam nadzieję, że to nie dzięki dzisiejszej w sytuacji w szkole tak mi się odmieniło. Nie chcę nic zawdzięczać Ewie i jej bandzie.
Zaczął padać deszcz, niech to szlag. Przyspieszyłam kroku gdyż już dokładnie wiedziałam dokąd zmierzam. Niestety przez ciężar mojej torby szybko się zmęczyłam, więc postanowiłam usiąść na najbliższej ławce. Miałam generalnie gdzieś, to że padał deszcz, bo i tak już byłam całkiem przemoknięta. Usiadłam i odchyliłam głowę do tyłu tak, że krople deszczu spadały mi na policzki. sprawiało mi to sporą ulgę, gdyż lewy policzek piekł mnie strasznie po uderzeniu. Miałam nadzieję tylko, że nie jest zbyt czerwony, bo wtedy będę wyglądała jak pajac. Siedziałam tak do momentu, aż ścierpła mi szyja. Gdy podniosłam głowę, zobaczyłam, że na przeciwko mnie siedział jakiś chłopak i perfidnie się na mnie gapił. Dopiero po chwili zorientowałam się, że to m.in. on był świadkiem mojego dzisiejszego upadku i to on się ze mnie śmiał. Zawstydzona wstałam szybko, wzięłam torbę i ruszyłam w stronę internatu.
- Zaczekaj! - wołał za mną na marne, gdyż nawet nie myślałam o tym, żeby się zatrzymać. Wręcz przeciwnie - zaczęłam biec. Niestety chłopak okazał się być szybszy ode mnie. wyprzedził mnie i stanął mi na drodze. Dopiero wtedy się zatrzymałam i miałam okazję mu się przyjrzeć. Muszę przyznać, że wyglądał naprawdę dobrze. Miał krótkie ciemne włosy, czekoladowe oczy, trzydniowy zarost i ładny uśmiech. Ubrany był zwyczajnie: ciemne jeansy, czarna bluza z kapturem i full cap na głowie. Wbrew własnej woli, ale jednak musiałam stwierdzić, ze był przystojny.
- Czego chcesz? - spytałam w miarę opanowanym tonem, choć tak naprawdę byłam na niego zła, ze zabiera mi mój cenny czas.
- Chciałem tylko przeprosić cię za wczoraj. Powinienem był ci pomóc, a nie się z ciebie naśmiewać. Przepraszam. - powiedział jednym tchem z autentyczną skruchą.
- Zdążyłam już o tym zapomnieć. - powiedziałam chcąc go uspokoić a jednocześnie nie być zbyt miłą.
- A tak w ogóle to jestem Marcin. - powiedział wyciągając jednocześnie dłoń w moją stronę.
- Julita - przedstawiłam się od niechcenia i uścisnęłam mu dłoń.
środa, 22 maja 2013
poniedziałek, 20 maja 2013
2.
Jula:
Uff, jak dobrze, że matematyka się już skończyła. Strasznie męcząca jest ta Ewa. Cały czas gada. Jak taka katarynka, buzia jej się nie zamyka. Niby nie wydawała się taka zła, ale mimo wszystko drażniła mnie. Po tej całej męczarni zgarnęłam tylko książki pod pachę, nawet nie włożyłam ich do plecaka, tylko szybko stamtąd wybiegłam. Niestety nie mogło się obyć bez żadnej wpadki. Gdy tylko wybiegłam z klasy wpadłam na jakiegoś kolesia. To jeszcze nic, chcąc go wyminąć potknęłam się o jego nogę i gruchnęłam jak długa razem z tymi książkami. A koledzy wokół mnie zaczęli się śmiać. No ładnie, jestem tutaj jeden dzień i już wyrobili sobie o mnie opinie - fajtłapa. Wszystko było by okej gdyby nie tekst jednego z nich:
- Ej ty! Niezdara! Weź ty opanuj te swoje protezy bo ludzi pozabijasz! - wykrzyknął z głupkowatym uśmieszkiem na twarzy.
Podniosłam się i już miałam stamtąd wiać, gdy zobaczyłam, że do tego samego chłopaka, który przed chwilą mnie wyzwał, podeszła Ewa i zaczęli się obściskiwać.
- Ta niezdara od kilku chwil ratuje tyłek twojej dziewczynie, kretynie. - odparłam. Nie mogłam się powstrzymać i pokazałam mu fuck'a. Już odwróciłam się w stronę schodów, gdy ktoś gwałtownie złapał mnie za ramie i odwrócił z powrotem w stronę korytarza. To była Ewa.
- Tak się odzywasz do mojego chłopaka?
- A co, nie wolno? To że to twój chłopak to nie znaczy, że mogę mu pozwolić traktować mnie jak śmiecia. Nie dam się tak łatwo. - odpowiedziałam po czym znowu odwróciłam się w stronę schodów i zaczęłam z nich schodzić, lecz ona mnie zatrzymała.
- Nie tak szybko, nie skończyłam z tobą.
- Ale ja skończyłam. Do wiedzenia jaśnie pani. - po czym zdjęłam jej dłoń z mojego ramienia z grymasem na twarzy i ruszyłam do wyjścia.
- Jeszcze się z tobą policzę! - wykrzyknęła do mnie na pożegnanie. Ach jak miło!
Po raz kolejny przekonałam się jacy ludzie potrafią być fałszywi. Najpierw słodkopierdzący, a jak przyjdzie co do czego, to chcą się z tobą policzyć. Kolejny powód do tego, by nienawidzić świata.
_______________________________________________________________________
Ewa:
Wreszcie koniec tej katorgi, zadzwonił dzwonek. Nie wiadomo czemu Julita pędem wybiegła z klasy. Ciekawe gdzie jej się tak spieszy? Spakowałam się i niespiesznie wyszłam z klasy. Na korytarzu czekał na mnie Tomek, mój chłopak. Byłam tak zamroczona jego obecnością, ze nie zauważyłam, co się działo kilkadziesiąt centymetrów dalej. Dopiero po chwili zorientowałam się, że Julita podnosi się z podłogi i zbiera książki. Tomek coś do niej powiedział, ale puściłam to mimo uszu. Już chciałam podejść do niej i jej pomoc kiedy to ona odezwała się do mojego chłopaka. ,, Ta niezdara od kilku chwil ratuje tyłek twojej dziewczynie, KRETYNIE." Początek mnie nie zainteresował, wkurzyłam się za to mocno o tego ,,Kretyna". To że mi pomaga nie uprawnia jej do wyzywania mojego chłopaka, bo ten jej coś tam powiedział! Wkurzyłam się na nią trochę. Nagadałam jej parę słów, miejmy nadzieję, ze weźmie to sobie do serca. Bo inaczej nie będzie miło.
_____________________________________________________________________
Jula:
Pewnie wszyscy myślą, że bardzo poruszyła mnie ta sytuacja. Szczerze? Nie przejęłam się tym. Miałam większe problemy na głowie niż jakichś durnowatych szczeniaków. Niby byli w moim wieku, ale zachowywali się co najmniej jak jacyś gimbazjaliści. A Ewa to już w ogóle. Wkurzać się o to, że powiedziałam jedno niemiłe słowo o jej chłopaku? Bezsens. Do domu miałam niedaleko, więc postanowiłam wracać pieszo. Po jakichś 20 minutach byłam już przed drzwiami domu. Teraz dopiero zacznie się piekło, jak każdego dnia.
Uff, jak dobrze, że matematyka się już skończyła. Strasznie męcząca jest ta Ewa. Cały czas gada. Jak taka katarynka, buzia jej się nie zamyka. Niby nie wydawała się taka zła, ale mimo wszystko drażniła mnie. Po tej całej męczarni zgarnęłam tylko książki pod pachę, nawet nie włożyłam ich do plecaka, tylko szybko stamtąd wybiegłam. Niestety nie mogło się obyć bez żadnej wpadki. Gdy tylko wybiegłam z klasy wpadłam na jakiegoś kolesia. To jeszcze nic, chcąc go wyminąć potknęłam się o jego nogę i gruchnęłam jak długa razem z tymi książkami. A koledzy wokół mnie zaczęli się śmiać. No ładnie, jestem tutaj jeden dzień i już wyrobili sobie o mnie opinie - fajtłapa. Wszystko było by okej gdyby nie tekst jednego z nich:
- Ej ty! Niezdara! Weź ty opanuj te swoje protezy bo ludzi pozabijasz! - wykrzyknął z głupkowatym uśmieszkiem na twarzy.
Podniosłam się i już miałam stamtąd wiać, gdy zobaczyłam, że do tego samego chłopaka, który przed chwilą mnie wyzwał, podeszła Ewa i zaczęli się obściskiwać.
- Ta niezdara od kilku chwil ratuje tyłek twojej dziewczynie, kretynie. - odparłam. Nie mogłam się powstrzymać i pokazałam mu fuck'a. Już odwróciłam się w stronę schodów, gdy ktoś gwałtownie złapał mnie za ramie i odwrócił z powrotem w stronę korytarza. To była Ewa.
- Tak się odzywasz do mojego chłopaka?
- A co, nie wolno? To że to twój chłopak to nie znaczy, że mogę mu pozwolić traktować mnie jak śmiecia. Nie dam się tak łatwo. - odpowiedziałam po czym znowu odwróciłam się w stronę schodów i zaczęłam z nich schodzić, lecz ona mnie zatrzymała.
- Nie tak szybko, nie skończyłam z tobą.
- Ale ja skończyłam. Do wiedzenia jaśnie pani. - po czym zdjęłam jej dłoń z mojego ramienia z grymasem na twarzy i ruszyłam do wyjścia.
- Jeszcze się z tobą policzę! - wykrzyknęła do mnie na pożegnanie. Ach jak miło!
Po raz kolejny przekonałam się jacy ludzie potrafią być fałszywi. Najpierw słodkopierdzący, a jak przyjdzie co do czego, to chcą się z tobą policzyć. Kolejny powód do tego, by nienawidzić świata.
_______________________________________________________________________
Ewa:
Wreszcie koniec tej katorgi, zadzwonił dzwonek. Nie wiadomo czemu Julita pędem wybiegła z klasy. Ciekawe gdzie jej się tak spieszy? Spakowałam się i niespiesznie wyszłam z klasy. Na korytarzu czekał na mnie Tomek, mój chłopak. Byłam tak zamroczona jego obecnością, ze nie zauważyłam, co się działo kilkadziesiąt centymetrów dalej. Dopiero po chwili zorientowałam się, że Julita podnosi się z podłogi i zbiera książki. Tomek coś do niej powiedział, ale puściłam to mimo uszu. Już chciałam podejść do niej i jej pomoc kiedy to ona odezwała się do mojego chłopaka. ,, Ta niezdara od kilku chwil ratuje tyłek twojej dziewczynie, KRETYNIE." Początek mnie nie zainteresował, wkurzyłam się za to mocno o tego ,,Kretyna". To że mi pomaga nie uprawnia jej do wyzywania mojego chłopaka, bo ten jej coś tam powiedział! Wkurzyłam się na nią trochę. Nagadałam jej parę słów, miejmy nadzieję, ze weźmie to sobie do serca. Bo inaczej nie będzie miło.
_____________________________________________________________________
Jula:
Pewnie wszyscy myślą, że bardzo poruszyła mnie ta sytuacja. Szczerze? Nie przejęłam się tym. Miałam większe problemy na głowie niż jakichś durnowatych szczeniaków. Niby byli w moim wieku, ale zachowywali się co najmniej jak jacyś gimbazjaliści. A Ewa to już w ogóle. Wkurzać się o to, że powiedziałam jedno niemiłe słowo o jej chłopaku? Bezsens. Do domu miałam niedaleko, więc postanowiłam wracać pieszo. Po jakichś 20 minutach byłam już przed drzwiami domu. Teraz dopiero zacznie się piekło, jak każdego dnia.
Subskrybuj:
Posty (Atom)
Jeśli przeczytasz, proszę - pozostaw po sobie komentarz ;)