sobota, 10 sierpnia 2013

5

Gdy się odwróciłam zobaczyłam całkiem obcego mi chłopaka, a przynajmniej taki mi się na początku wydawał. Lecz gdy lepiej się mu przyjrzałam wydawał mi się skądś znany. Był wysoki, miał ciemne blond i lekko potargane włosy. Ubrany był w ciemne jeansy, białą koszulkę i skórzaną kurtkę, a na nosie miał okulary przeciwsłoneczne. A tak na marginesie – jaki czubek nosi okulary przeciwsłoneczne jesienią?!
- Nic ci nie jest? – spytał mnie owy chłopak.
- Yyyyy….. Nic, nic. – odpowiedziałam lekko zakłopotana i zdezorientowana. – Kim ty jesteś?
- To ty mnie nie pamiętasz? – spytał mnie jakby nie dosłyszał mojego pytania.
- To chyba logiczne, ze ciebie nie pamiętam, skoro cię pytam kim jesteś, no nie? – spytałam z ironią w głosie, po czym spojrzałam na niego i ujrzałam zawstydzenie na jego twarzy.
- Jestem Konrad, poznaliśmy się kilka lat temu na kolonii w Bułgarii.
I w tym momencie oczy mi się otworzyły, a w głowie zaświeciła przysłowiowa żarówka. No tak, jak ja mogłam o nim zapomnieć?! A raczej jak mi się to udało? Tyle czasu nie mogłam go sobie wybić z głowy, a jak już sobie wybiłam, to on znowu się zjawia z buciorami w moim życiu. Dlaczego tak bardzo chciałam o nim zapomnieć, pewnie by wszyscy chcieli wiedzieć. Otóż dlatego, że kiedyś bardzo się w nim zakochałam, a on jak gdyby nigdy nic zaczął chodzić z inną panną. To tak bardzo zabolało, że nie chciałam go już później znać. A tu masz ci los. Szkoda tylko, ze wybrał sobie tak marny moment na ponowne pojawienie się w moim życiorysie. Jakby mi mało problemów było.
- Och, no tak, już sobie przypomniałam. Aleeee… Skąd ty tu się wziąłeś?
- To chyba raczej ja powinienem o to zapytać. Całe życie mieszkam w Warszawie, za to ty deklarowałaś się, że mieszkasz gdzieś indziej. A tu nagle bęc. Idę sobie ulicą, widzę wypadek i jakąś siedzącą na chodniku dziewczynę. Nie wiem czemu, ale od razu cię poznałem.
- Jak miło. Szkoda tylko, że wybrałeś sobie tak beznadziejny moment. – Odpowiedziałam z lekką złością, ze w ogóle się pojawił, po czym wstałam i podeszłam do ratownika, który właśnie przed chwilą wraz z kolegami włożył Marcina na noszach do karetki.
- Przepraszam, czy mogłabym jechać z wami do szpitala? Jestem jego koleżanką, a niestety nie znam nikogo z jego rodziny kogo mogłabym powiadomić.
- Oczywiście. Przyda mu się po wybudzeniu ktoś bliski. Z tym, że muszę panią ostrzec – on za szybko się raczej nie obudzi. Ale dokładniej to wykażą badania w szpitalu. Chodźmy już, bo im szybciej dotrzemy na miejsce tym lepiej. – powiedział mi ratownik przy czym otworzył mi tylne drzwi i kazał usiąść. Przez tylną szybę zobaczyłam jeszcze tylko Konrada machającego do mnie ręką na pożegnanie. Chciałam mu pokazać fuck you, ale się powstrzymałam. Przez chwilę przyłapałam siebie na myśleniu o nich obu na raz – o Marcinie i Konradzie. Nie chciałabym musieć wybierać między jednym a drugim. A jak się tak przydarzy, to kogo wybiorę? Sama nie wiem... Nagle usłyszałam kolejny już dzisiejszego dnia straszny dźwięk. Odwróciłam się przodem do kabiny i machinalnie spojrzałam na respirator. Widniała na nim długa zielona i prosta kreska. Chyba każdy człowiek wie co to oznacza. Ratownicy od razu rzucili się do reanimacji Marcina, a ja przerażona usunęłam się na bok by im nie przeszkadzać. I mimo szczerej chęci by się nie rozpłakać, po raz kolejny poleciały mi łzy po policzkach. W głębi duszy modliłam się, by udało im się odratować Marcina. Przez te kilkadziesiąt minut, które się znaliśmy zdążyłam uznać go jako osobę mi bliską. Nie wiem czemu, tak po prostu. Nie chciałam stracić kolejnej osoby, która jest, albo zaczęła być dla mnie ważna. Wystarczyło mi to, że z tego świata zniknął mój ojciec i brat. Cały czas mimo łez spływających po policzkach bacznie przyglądałam się czynnościom jakie podejmowali ratownicy. Chyba ze trzy razy musieli użyć defibrylatora, by przywrócić prawidłowe bicie serca. Po chwili słuchać już było regularne pikanie a linia na ekranie respiratora zaczęła coraz mocniej drgać. Odetchnęłam z ulgą. Chwilę później znaleźliśmy się na parkingu przed szpitalem. Przed budynek od razu wybiegło dwoje lekarzy i wraz z ratownikami pędem zawieźli Marcina na ostry dyżur, a mnie kazali posiedzieć w poczekalni. Czekałam tam kilka ładnych godzin zanim ktoś do mnie podszedł i raczył mi wyjaśnić co się dzieje z Marcinem. Był to lekarz, około 40 lat, wysoki z ciemnymi lekko siwiejącymi włosami. Pędem do niego podeszłam.
- Panie doktorze, ja jestem przyjaciółką tego chłopaka, którego jakiś czas temu przywieziono z wypadku.
- Skoro jest pani tylko przyjaciółką, to pani wybaczy, ale nie mogę udzielić żadnych informacji. Czy jest tutaj ktoś z jego rodziny?
-Chyba nie. Z reszta nie wiem. Nie znam jego rodziny i nie wiedziałam kogo powiadomić. Ja też uczestniczyłam w tym wypadku, więc wydaje mi się, ze mam prawo wiedzieć co z nim. – powiedziałam lekko podenerwowana, tym, że tak mnie potraktował.
- Pani też z wypadku? To proszę ze mną, panią też musimy przebadać. Proszę za mną.
Lekko zdziwiona pomaszerowałam za doktorkiem. Najpierw zabrano mnie na prześwietlenie. Musiałam chwile poczekać na wyniki. Przez ten cały stres nawet nie poczułam kłucia i bólu w klatce piersiowej, dopiero poczułam je po otrzymaniu wyników. Okazało się, że mam złamane dwa żebra. Na szczęście nie uszkodziły mi one płuc ani innych organów. Założono mi tylko opaskę uciskającą i zabrano na dalsze badania. Na szczęście nic więcej u mnie nie wykryto. Wyszłam z Sali i od razu wpadłam na tego samego lekarza, który wcześniej do mnie przyszedł.
- Może mi teraz pan udzielić jakiś informacji? Bo strasznie się boję o Marcina. Wyjdzie z tego?
- Wyjść wyjdzie, ale nie wiadomo jak długo trzeba będzie na to czekać.
- Jak to? Co mu jest?
- Ma złamaną miednicę, pękniętą czaszkę no i połamane obie nogi. Z urazów wewnętrznych to wiemy jak na razie tylko tyle, że ma dość mocny wstrząs mózgu.

Po tym co usłyszałam zaczęłam żałować, że w ogóle zapytałam.


_________________________________
Dziś rozdział ciut dłuższy chyba niż ostatnio. Mam nadzieję, że się spodoba ;) Enjoy! ;D 

6 komentarzy:

  1. Hejka !
    Rozdział świetny! Ojejku oby Marcin z tego wyszedł... Lubię gościa ;D
    Konrad to hmm... sama nie wiem co o nim sądzić... Ale po tym co opowiedziała główna bohaterka raczej go nie polubię xD
    Czekam na NN!
    Pozdrawiam i weny życzę ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. po 1. okulary przeciwsłoneczne nosi się nawet zimą xd
    po 2. dziwny moment na takie spotkanie xd
    po 3. chcę żebyś w następnej notce zrobiła małą retrospekcję :D (chce po prostu wiedzieć co było na tej kolonii dokładnie xd )
    po 4. skoro był kretynem to niech ona nie będzie głupia (niech nie popełnia błędów durnej Miyuki xD)

    Amen xD

    OdpowiedzUsuń
  3. hejka :) zgadzam sie z komentarzem wyżej :) napisz co to za sprawa z Konradem :P a tak poza tym to super :) niebanalna historia, ciekawie opisana ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajne opowiadanie, ładnie dopracowane i widać, że przemyślane. Moim zdaniem powinaść pisać trochę bardziej rozbudowane zdania i używać mniej powtórzeń. No ale wiesz, każdy pisze po swojemu a Ty moim zdaniem piszesz dobrze, więc się nie czepiam. Serio pierwszy raz czytałaś opowiadanie o homoseksualistach? Są ich miliony.;)
    http://sweet-dreams-little-baby.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serio xD Ja raczej częściej czytam opowiadania fantasy, więc wiesz xD

      Usuń
  5. Bardzo podoba mi się Twój styl pisania. Jest taki.. inny niż wszystkie. Ja właśnie nie lubuję się w zbyt długich, rozbudowanych zdaniach, sama rozumiesz. Fakt faktem, spróbuj unikać powtórzeń. Reszta jest całkiem okej. Mam nadzieję, że Marcin z tego wyjdzie.

    + Zapraszam do mnie na nową notkę. Codziennie dodaję w okolicach 13, więc możesz "oblukać".

    http://modaprzemijastylpozostajex3.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Jeśli przeczytasz, proszę - pozostaw po sobie komentarz ;)